Sukienka „łazior” to absolutne „must have” w mojej szafie. To taki typ ubrania, który:
– nie kradnie urody (kolor) i nie muszę wciągać brzucha jak ją noszę ani godzinami układać jej na sylwetce (fason, krój i jakość)
– wygląda lepiej niż dobrze przy minimalnym nakładzie pracy z mojej strony. Zakładam i jest. A jak dodam dodatki (pasek, biżuterię, etc.) czy inne elementy to już jest szał,
– łączy się z każdym obuwiem z mojej szafy (od trampek przez botki po szpilki) – jest jak kameleon czyli z marynarką założę ją do pracy a z bluzą i trampkami to nawet na grillu u znajomych będzie gwiazdą imprezy.
– pierze się sama w pralce, prasowania nie wymaga, wystarczy do suszenia powiesić ją na wieszaku. No kocham…
Moim tegorocznym łaziorem jest czarna cieniutka bawełniana sukienka, w drobny prążek zapinana na guziki, w długości włoskiej czyli mocno za kolano. A Ty masz w swojej szafie sukienkę lub inną rzecz, która jest Twoim kołem ratunkowym na szybkie i niezaplanowane wyjścia?