Historia pewnego spotkania

Jakiś czas temu prowadziłam rozmowy na temat wizerunku w firmie, której Pan Prezes życzył sobie aby przedstawiciele jego firmy wyglądali dokładnie tak jak on. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma co to dokładnie oznacza więc grzecznie udałam się na spotkanie. Jak się pojawił to zamarłam. Włos rozwiany, guma w zębach, uśmiech dookoła głowy, czerwone trampki, spodenki rurki i kusa marynareczka dały obraz, który mówi „latwo nie będzie”.

Podczas naszego spotkania telefon Pana Prezesa dzwonił 3 razy. Pan Prezes bez najmniejszego problemu i zażenowania przerywał naszą rozmowę (a właściwie swój monolog) i odbierał. Podczas drugiego połączenia, które podobnie jak pierwsze zaczynało się od słów „no cześć, co tam” opuściłam pokój aby mógł sobie spokojnie poplotkować. Przy trzecim połączeniu machnął ręką abym usiadła – czyli nie wychodziła – bo to potrwa tylko chwilę. Po 15 minutach pogaduch odłożył swój najnowszy telefon na stół przy którym siedzieliśmy ze słowami „ na czym to ja skończyłem” i monologował dalej. Ale najgorsza w tym wszystkim była nieznośna głośność w wydawaniu przez Niego poleceń biednej asystentce i wzywaniu jej przez zamknięte drzwi czyli głośno krzycząc. Podczas całego spotkania, które trwało prawie 2h dopuścił mnie do głosu może dwa razy na w sumie jakieś 5-7 minut. Na koniec rzucił mi swoją wizytówkę na stół mówiąc żebym zadzwoniła jutro to powie co zdecydował w temacie naszej współpracy. Na moją wizytówkę już nie poczekał. Pewnie się spieszył, bo żegnał się ze mną w biegu. Pokój w którym odbyło się spotkanie opuszczałam sama.

Już dawno nie byłam świadkiem takiej kompromitacji.

Do drugiego spotkania nie doszło o czym poinformował mnie telefonicznie. Pan Prezes uznał, że jestem zbyt sztywna na to aby ubierać Jego zespół a poza tym „kobieta w garniturze a nie w seksownej sukience nie jest wiarygodna”. Odetchnęłam z ulgą.

Kurtyna.

Copyright 2016 Dominika Zaborowska